Kobieta w podróży: jak się zachować na miejscu

- słuchać miejscowych – im naprawdę nie zależy żeby stała ci się krzywda, a w świat poszła zła opinia o ich kraju. Poza tym tzw. „zwykli” ludzie zwykle są przyjaźni i pomocni;

2008asia 166
Najnowsza moda plażowa na Goa. Mieszkanki Indii "kąpią się" w salwar kamizach, czyli zestawach złożonych z tuniki, spodni i szala

- obserwować miejscowe kobiety. Jeśli nie rozbierają się na plażach, też tego nie robić, choć teoretycznie tobie wolno. Muzułmanki zwykle siedzą na brzegu w ubraniu, Hinduski wchodzą do morza w salwar kamizach. Jeśli jednak bardzo chcesz popływać albo poleżeć w bikini, poszukaj plaży przy resorcie dla zachodnich turystów. Jeśli kobiety siadają w konkretnej części autobusu – siadaj obok nich. W niektórych krajach środki komunikacji są podzielone na część damską i męską: np. w Iranie każdy autobus miejski jest przedzielony poprzeczką i z przodu podróżują panowie, z tyłu – panie, są również osobne wagony dla kobiet w pociągach i metrze, a w autobusach dalekobieżnych usadza się je obok innych kobiet. Czasem obowiązuje też podział w lokalnych restauracjach – osobno jadają mężczyźni, osobno – rodziny i kobiety.
Zawsze i wszędzie lepiej przebywać w towarzystwie kobiet albo rodzin);

- nie wyróżniać się strojem – nieodpowiednim, niechlujnym, dziwacznym, ale też skompletowanym w całości w sklepie turystycznym. Poza szlakami wędrówkowymi naprawdę nie ma potrzeby paradować w koszulkach technicznych i szybkoschnących spodniach.
Ja trzymam się sprawdzonej zasady, żeby ubranie pasowało do miejscowych reguł, ale równocześnie było jak najnormalniejsze – wszędzie sprawdza się zestaw: długie, luźne spodnie albo długa spódnica i tiszert - długi na tyle, by w czasie siadania nie odsłonił pleców, w razie potrzeby także lekka chusta. W plecaku zawsze mam niebieską/jasną koszulę, która w zestawie ze spódnicą „załatwia” oficjalne uroczystości – odwiedziny u rodziców, wesela, na które jestem zapraszana, ale też spotkania z urzędnikami (np. po pozwolenia, wizy).
Nie noszę bojówek, spodni z odsuwanymi nogawkami, przydużych tiszertów i tym podobnych strojów krzyczących: „patrzcie, jestem na wakacjach”. Tak samo jak ich nie noszę wychodząc z domu. Zdecydowane „nie” mówię też ubraniom starym, zabieranym po to, żeby je „donosić” i wyrzucić (co to kurde w ogóle jest?) i stylizowanym na miejscowe, ni to tamtejsze, nie zachodnie. Prędzej czy później miejscowi mnie pytają, czy na zachodzie żyją tylko hipisi i narkomani?
Powyższe zasady nie dotyczą wędrówki z namiotem/po górach, gdzie ubranie ma być odpowiednie, nieprzemakalne, nieprzewiewne, lekkie itd. oraz miejsc, w których przebywają tabuny turystów (np. tajskich wysp), gdzie miejscowych nie dziwi już nic, można więc nosić tyle hipisowskich spodni i koszulek na ramiączkach, ile się chce;

Petersburg07 013
Luty w Petersburgu był piękny i mroźny. Niewiele brakowało, by przekształcił się w mrożący krew w żyłach, bo właśnie zrobiłam to, czego robić nie powinnam...


- nie rzucać się w oczy i nie robić wokół siebie zamieszania. Nie stać bezradnie z mapą na środku ulicy, nie nosić ostentacyjnie drogiego sprzętu, duży plecak najlepiej jak najszybciej zostawić w hotelu czy przechowalni. W miasto ruszyć z plecakiem podręcznym albo jeszcze lepiej z płócienną torbą na zakupy - w wielu miejscach świata nawet niewielki plecaczek jest znakiem rozpoznawczym turysty.
Jeśli jesteś w grupie, nie zachowujcie się jak zdobywcy świata – nie stójcie na środku zajmując dużo miejsca i głośno rozmawiając, bo widzą was i słyszą wszystkie opryszki. Gdy kiedyś w Petersburgu wchodziłam do restauracji poczułam, że ktoś grzebie przy mojej torbie. Elegancki młody człowiek powiedział: „dzień dobry”, lekko popchnął do środka i zamknął za mną drzwi. Po chwili znikł, podobnie jak mój portfel z nonszalancko przewieszonej torby (na szczęście był to portfel zapasowy, do którego przełożyłam złotówki. Po chwili uświadomiłam sobie, że chłopiec przyglądał nam się wcześniej - nie byłam wtedy sama - gdy stojąc na środku chodnika nad rozłożoną mapą rozmawialiśmy głośno w obcym języku.
Najlepsze, co można zrobić, to wtopić się w tłum na tyle, na ile to możliwe;

IMG 7589
Nauka wtapiania się w tłum w Turkmenistanie. O tym kraju można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że czeka na turystów z otwartymi rękoma. Ja mogłam wejść, gdzie chciałam. W podarowanej miejscowej sukni, chustce i z płócienną torbą na zakupy zamiast plecaka prawie nie rzucałam się w oczy

- zachowywać się skromnie, bo nawet drobne gesty, na które w Europie nie zwracasz uwagi, gdzieś w świecie mogą zostać odebrane jako niegrzeczne. W krajach patriarchalnych nie nosić mini i dekoltów, ale też nie  robić tak mało istotnych rzeczy jak np. zdejmowanie przez głowę swetra na widoku publicznym, bo może ci się wtedy podciągnąć koszulka odsłaniając kawałek pleców czy siedzenie w mikrobusie z rozstawionymi wokół plecaka nogami – nie dość, że nogawka odsłoni kawałek skóry, będą cię potrącać przechodzący mężczyźni. Oczywiście możesz takich rzeczy nie wiedzieć, czy zrobić je niechcący - wystarczy na zwróconą uwagę czy mordercze spojrzenie przeprosić i się poprawić.
Oczywiście zasady te nie obowiązują wszędzie – w Ameryce Południowej, Czarnej Afryce, czy Tajlandii możesz nosić tak krótkie szorty jak ci się podoba (choć dla świętego spokoju - odradzam);

IMG 8976
W Ameryce Południowej nawet najkrótsze spódniczki nie robią wielkiego wrażenia. Takie tu mają na co dzień - na fiestach


- szanować miejscowe zwyczaje – np. w kulturze buddyjskiej obraźliwe jest pokazywanie stóp, nie powinnaś więc siedzieć z wyciągniętymi nogami, a już na pewno nie trzymać ich na innym siedzeniu czy na stole. Tam, gdzie jada się rękoma, używaj do tego prawej dłoni – lewa jest nieczysta i służy do celów higienicznych. Jeśli w domach chodzi się boso, zostawiaj buty przy progu. Nie śmiej się z miejscowych, ich zwyczajów, ani nie komentuj „dziwnych” dla nas rzeczy i zachowań – nawet po polsku, bo z tonu głosu i gestów naprawdę można dużo zrozumieć.
Większość informacji na temat zachowania znajdziesz w przewodniku, resztę poznasz słuchając i obserwując miejscowych;

- nigdzie i nikomu nie robić zdjęć bez zapytania o pozwolenie. W wielu rejonach świata ludzie się ich boją wierząc, że kradną im duszę – za dolara dusza co prawda zostaje, ale to już inna sprawa. Co do płacenia za zdjęcia: ja nigdy nie płacę. Gdy ktoś się nie zgadza, chowam aparat i tyle. Jak zachowasz się ty, jest twoją sprawą, pamiętaj jednak, że jeśli wchodzisz w tę grę, musisz zapłacić, a nie odwrócić się i odejść udając, że nie wiesz o co temu człowiekowi chodzi. Indianka w tradycyjnym stroju z owieczką na ramieniu, Masaj z dzidą czy zaklinacz węży w ten sposób po prostu zarabiają traktując pozowanie jak pracę. W stosunku do niepłacących bywają agresywni: w Marrakeszu bębniarze, tancerze i magicy w tradycyjnych strojach niepłacących fotografów potrafią obrzucić bluzgami albo śmieciami;

marrakesz 214
Co tu robią? Film kręcą. Jedna z nielicznych możliwości zrobienia bezkarnie fotki sprzedawcy wody w Marrakeszu



IMG 0109
A tu? Wycieczka przyjechała. Indianki nie lubią zdjęć twierdząc, że kradną im duszę, choć w przestrzeni jak czarna wołga krąży też inne wyjaśnienie: podobno dawno temu pewni bogaci turyści zrobili im wiele zdjęć, które sprzedali potem do telewizji, dzięki czemu stali się jeszcze bogatsi, a Indianie nie dostali z tego nic. Rozzłościło ich to tak, że od tego czasu nie zgadzają się na zdjęcia za darmo. W tym wypadku jednak sprawa jest jasna: klient zapłacił za wycieczkę (miejscowym, nie agencji), zdjęcia z niej ma więc w pakiecie


- nauczyć się w miejscowym języku przynajmniej dwóch słów „dzień dobry” i „dziękuję”. I uśmiechać się, uśmiech naprawdę potrafi zdziałać cuda;

- nie włóczyć się po nocy i omijać miejsca spod ciemnej gwiazdy, czyli szemrane dzielnice oraz okolice bazarów i dworców, zwłaszcza po zmroku, chociaż na samych dworcach zwykle jest bezpiecznie. Zaplanować przyjazd do nowego miejsca przed zmrokiem. Jeśli jednak przyjedziesz w środku nocy, lepiej poczekać z innym ludźmi na dworcu do rana, niż szukać po ciemku hotelu. Jeśli musisz pojechać do hotelu w nocy, zarezerwuj go z wyprzedzeniem prosząc o odebranie. Gdy tego nie zrobiłaś, zapytaj ochronę dworca/kasjerów/zaufanych miejscowych o bezpieczną taksówkę i bezpieczny hotel - miej pieniądze, żeby zapłacić za droższy.
Jednak bez paniki: napady, w których turyści rzeczywiście zostają skrzywdzeni (poważnie pobici, zagrożenie życia), zdarzają się naprawdę rzadko. Złodziejom zależy na pieniądzach, jeśli więc już będziesz miała pecha i zostaniesz napadnięta, po prostu im je oddaj (jak w takiej sytuacji nie zostać zupełnie bez pieniędzy). Większość kradzieży zdarza się przez niefrasobliwość i żeby im zapobiec trzeba wyrobić pewne nawyki: nigdy nie zostawiać portfela w hotelowym pokoju, nie chodzić z torbą nonszalancko przewieszoną przez ramię od strony ulicy, bo może ją wyrwać przejeżdżający motocyklista, zawsze mieć na oku plecak podręczny itd.
Drobne oszustwa w danym miejscu to zwykle triki stare jak świat opisane wielokrotnie w przewodnikach i aż dziw bierze, że kolejne osoby dają się na nie nabrać. O zrobionych w „zamkniętą kasę” na dworcu w Delhi można by napisać kronikę (w skrócie: naganiacze przekonują turystów, że kasa dla cudzoziemców jest gdzie indziej, po czym wiozą ich do „kasy” w agencji turystycznej, która jest z nimi w spisku, by zainkasować za bilet kilka razy więcej). Do klasyki należą też hotele „zamknięte” z powodu remontu, pożaru, trzęsienia ziemi, czy nadchodzącego końca świata (naganiacze w zamian kierują delikwenta do innego lokum), nieistniejące autobusy (w zamian wmówią nam taksówkę), lokalne informacje turystyczne, które w rzeczywistości są prywatnymi agencjami albo szklane paciorki w roli diamentów. Niemal wszędzie zmorą są zawyżone ceny i nie chodzi tu o przysłowiowe targowanie się o parę groszy, ale o traktowanie przyjezdnego jak chodzącego bankomatu. Na nieprzepłacanie jest tylko jedna metoda: zapytać wcześniej zaufanego miejscowego, ile kosztuje konkretna rzecz/usługa albo podpatrzeć, ile płacą za nią miejscowi i wręczyć tyle samo/10 proc. więcej. Jeśli nie skutkuje – spokojnie poczekać, aż druga strona zmieni zdanie.


W krajach patriarchalnych (islam, Indie), trzeba dodatkowo przestrzegać dwóch zasad:
- nigdy nie dopuścić do sytuacji, żeby zostać sam na sam z młodym mężczyzną/mężczyznami – w parku, na ulicy, w hotelu, gdziekolwiek. Nie wdawać się w pogawędki z podtekstem („jakie ładne oczy”, „fajna spódnica), a jeśli jeszcze nie nabrałaś pewności siebie w podróżowaniu – nie wdawać się w żadne pogawędki z samotnym mężczyzną/mężczyznami. Na wulgarne zaczepki reagować stanowczym „nie”. Panów intensywnie się wgapiających w ciebie albo próbujących zacząć rozmowę ignorować: muzułmańskie kobiety poradziły mi, żeby traktować ich jak powietrze patrząc na nich z góry. W razie potrzeby natychmiast prosić o pomoc rodziny albo kobiety, wystarczy wskazać na uprzykrzającego nam życie mężczyznę mówiąc: „problem” – będą doskonale wiedziały, o co chodzi;

- nocą i na peryferiach nie korzystać z taksówek łapanych na ulicy – ponieważ w wielu krajach taksówką może być każdy samochód równie dobrze zamiast taksówkarza możesz zatrzymać psychopatę. Nocą najlepiej zamawiać przez telefon zaufane korporacje - podpowiedzą ci je np. w hotelu.
Faktyczne jednak zagrożenia związane z podróżami tkwią zupełnie gdzie indziej niż to się wydaje. W wielu miejscach groźny jest ruch uliczny odbywający się według zasady: „ustąp miejsca większemu” i transport publiczny - bywało, że na andyjskich serpentynach i drewnianych mostach miałam serce w gardle. Plagą są bezdomne psy, lepiej nie wchodzić też w drogę psom pasterskim. Ja nie lubię też małp, bo mnie pogryzły, chociaż w żaden sposób ich nie sprowokowałam, co skończyło się serią zastrzyków przeciw wściekliźnie. Wyniosłam z tego lekcję, że przed wszystkim z góry nigdy się nie ochronię: bałam się malarii, zaszczepiłam na wszystko, na co kazano, a ani ja, ani lekarz, nie wzięliśmy pod uwagę wrednych makaków w popularnym tajlandzkim mieście.
Jednak statystycznie największymi nieszczęściami, jakie mogą się przydarzyć w czasie podróży są: biegunka (trzeba dużo pić, żeby się nie odwodnić), udar słoneczny po dniu spędzonym bez nakrycia głowy, czy przeziębienie po przejażdżce klimatyzowanym autobusem. Dlatego do dalekobieżnego autobusu nawet przy temperaturach przekraczających 30 st. C zawsze zabieraj bluzę z kapturem.

2008asia 1295
Oto i one: małpy z Lopburi, czyli jedna z lepszych historyjek w moim podróżniczym portfolio. Najczęściej słyszę pytanie, czy pogryzły mnie bardzo mocno? No, szyi mi nie przegryzły, miałam jedynie kilka ukąszeń i zadrapań na nogach, ale to nie ma znaczenia. Istotne jest zagrożenie wścieklizną, a historia medycyny zna jedynie kilka przypadków wyleczenia z tej choroby. Dlatego nawet przy najmniejszym zadrapaniu trzeba natychmiast wziąć zastrzyki.