- A co ja zrobię jak mnie okradną? – to pytanie było przed pierwszym wyjazdem jednym z tych, które spędzały mi sen z powiek najczęściej. Dzisiaj równie często słyszę je z ust innych.
Cóż, kradzież - jak wszystko inne – nie musi się przytrafić, ale też nie można jej całkowicie wykluczyć. I rzeczywiście, choć znakomita większość jedynie się jej obawia, co jakiś czas komuś się jednak przydarza. Najczęściej są to kradzieże kieszonkowe, a ostatnio coraz więcej słychać o tzw. fraudach, czyli kradzieżach z kart - złodziejom wystarczą przepisane z nich dane albo zaskanowanie paska. Jeśli coś takiego ci się przytrafi, trzeba złożyć reklamację w banku. Sama tak reklamowałam niedawno - dwa tygodnie po powrocie z podróży ktoś użył danych mojej karty (fizycznie miałam ją w portfelu), żeby zapłacić za reklamę na Facebooku. 750 tys. dongów wietnamskich, choć akurat wtedy w Wietnamie nie byłam.
Poza legendarnym już napadem w Nairobi straciłam portfel w Wietnamie (w czasie wcześniejszej podróży) - wyrwał mi go z ręki i odjechał kierowca moto-taxi; na szczęście wtedy już wiedziałam, żeby w takim podręcznym portfelu mieć tylko drobne, strata nie była więc dotkliwa. Drugi przepadł mi w Petersburgu - tu też miałam szczęście, bo kieszonkowiec wyjął mi z beztrosko przewieszonej do tyłu torby portmonetkę zapasową, do której przełożyłam złotówki, żeby mi nie zawadzały w głównej. Legendarni barcelońscy kieszonkowcy na bezczela otoczyli mnie w metrze próbując wyjąć z kieszeni komórkę, ale broniłam jej tak dzielnie, że udało im się tylko urwać guzik. Barcelona ma opinię jednego z najbardziej złodziejskim miast na Zachodzie i znam co najmniej kilka osób, które straciły w niej portfele, komórki czy aparaty. Kogoś innego okradziono za to na ulicy w bezpiecznym Sztokholmie, a kolejnego w Chile, które na tle Ameryki Południowej ma opinię bardzo bezpiecznego kraju. Nie ma tu więc reguły: owszem, są kraje bardziej i mniej niebezpieczne, ale jeśli rzucasz się w oczy, wyglądasz na wystraszoną albo trafisz w niewłaściwie miejsce – możesz zostać okradziona wszędzie. Trzeba się z tym pogodzić. Nie wolno za to dopuścić do sytuacji, by zostać zupełnie bez pieniędzy i nie mieć nawet za co wrócić do domu.
Sposób postępowania z pieniędzmi zależy od miejsca, w które jadę. W ogólnie pojętych krajach Zachodu (Europa, USA i Kanada, Australia, Nowa Zelandia) postępuję z pieniędzmi tak jakbym to robiła w Polsce: wyjmuję z bankomatu, płacę kartami, uważam na portfel, a do tego staram się nie rzucać za bardzo w oczy jako obca.
W przypadku kart ważnych jest kilka spraw (większość dotyczy całego świata):
- miej przynajmniej dwie różne karty, np. Visa i Maestro/MasterCard. Płacąc i wyjmując pieniądze z bankomatu pamiętaj o przewalutowaniu, czyli kursie banku, według którego przeliczy walutę. Karty rozliczane są w euro albo w dolarach (trzeba o to zapytać w banku), w strefie euro trzeba więc używać tej pierwszej, bo przy rozliczanej w dolarach bank przewalutuje transakcję dwa razy;
- dowiedz się o ubezpieczenie. Niektóre banki mają opcje ubezpieczenia płatności kartą i np. jeśli zapłacisz nią za lot, a ten zostanie opóźniony albo odwołany, możesz liczyć na odszkodowanie (niezależnie od linii);
- poszukaj karty bankomatowej pozwalającej na bezpłatną wypłatę ze wszystkich bankomatów na świecie. W innym wypadku prowizje mogą sięgać kilku euro. Niestety czasem sieci (właściciele) bankomatów pobierają niezależną opłatę, mimo braku bankowej - w takim wypadku przed transakcją wyświetli się zawsze komunikat. Żeby uniknąć przewalutowania, najlepiej mieć subkonta w walucie (dolary, euro), przelać na nie przed wyjazdem walutę zakupioną tanio np. w kantorze internetowym i w czasie wyjazdu wypłacać bezpośrednio właśnie te pieniądze. Ja swoją kartę mogę przepinać między subkontami on line, jest to bezpłatne. Uwaga: niektóre banki oferujące bezpłatne subkonta mają do nich osobne karty, a za utrzymanie tych trzeba już zapłacić;
- w niektórych krajach kart używa się częściej niż gotówki i często są to karty wypukłe. Np. za bilet kupowany w szwedzkim autobusie można zapłacić tylko taką kartą (za gotówkę można go kupić w automacie);
- zapisz - najlepiej w kilku miejscach, w tym w telefonie - numer alarmowy do banku, żeby móc natychmiast zablokować utracone karty. Zostaw komuś zaufanem dane do konta, najlepiej - upoważnienie.
Reszta świata (zwłaszcza, jeśli wyjeżdżasz często albo na dłużej):
- przed wyjazdem zapytaj w banku, co może ci zaproponować (ja np.mogę uruchomić tzw. alert, czyli natychmiastowe informacje - sms, mail - o każdej zmianie na koncie). Dowiedz się, jak w razie potrzeby wypłacić pieniądze bez karty i dokumentów albo przelać je poza bankiem;
- jeśli wyjeżdżasz poza Europę, a wcześniej tego nie robiłaś albo podróżujesz niewiele, na wszelki wypadek poinformuj o tym bank. Czasem systemy bezpieczeństwa blokują zagraniczne transakcje jako podejrzane;
- na koncie, z którego korzystasz w czasie wyjazdu, miej pieniądze najwyżej na tydzień. Reszta niech leży na zapasowym, do którego nie wyrabiaj/nie zabieraj kart. Przed wyjazdem ustaw przelewy z konta zapasowego na podstawowe na kolejne tygodnie, miej w kraju kogoś, kto w razie potrzeby przeleje ci na nie więcej (albo rób to sama jeśli masz możliwość bezpieczego korzystania z bankowości online). Każdą nadwyżkę z konta podstawowego natychmiast przelewaj na techniczne. Dzięki temu, jeśli złodzieje ukradną ci karty albo postawią cię pod bankomatem każąc wypłacać do końca, stracisz stosunkowo niewiele;
- nigdy nie zostawiaj wypłaty z bankomatu na ostatnią chwilę, kiedy już praktycznie nie masz pieniędzy. Korzystaj z maszyn stojących wewnątrz banku, a nie na ulicy;
- przed wyjazdem sprawdź, czy tam, dokąd jedziesz są bankomaty i czy obsługują karty zagranicznych banków. Bo np. w Iranie z bankomatów i terminali płatniczych mogą korzystać jedynie posiadacze miejscowych kart. W Uzbekistanie jest ich raptem kilka, a na dowóz gotówki trzeba czekać, w wielu krajach afrykańskich są jedynie w dużych miastach. Niektóre zagraniczne banki nakładają dzienne limity wypłat pozwalając danego dnia podjąć z nich np. maksymalnie 100 dolarów - pójście do innego bankomatu nic nie da, z kolejną wypłatą trzeba poczekać do jutra;
- zmniejsz dzienny limit wypłat i limit płatności kartą kredytową. Tą drugą zabieram na wszelki wypadek, ale poza dużymi miejscami turystycznymi staram się z niej nie korzystać;
- niektórzy turyści poruszający się po krajach o kiepskiej renomie miewają „oszukane” portfele z kilkoma dolarowymi banknotami i nieważnymi kartami licząc, że w razie napadu złodzieje się nimi zadowolą;
- podstawowy środek płatniczy na świecie to dolar, euro można zabrać na wymianę w podróż na Bliski Wschód albo do Afryki Północnej. Banknoty powinny być niezniszczone i nie pozaginane, czasem obowiązują dwa kursy ich wymiany - lepszy dla banknotów 50 i 100 dolarowych, gorszy - dla niższych nominałów, a monety bywają w ogóle niewymienialne.
W wielu krajach dolarami można płacić w agencjach turystycznych, hotelach i innych miejscach związanych z turystyką prosząc o wydanie reszty w dolarach albo w lokalnej walucie. Na drobne zakupy, do jadłodajni czy na bazar zawsze miej miejscową walutę, najlepiej - w niskich nominałach, bo o resztę często bywa trudniej niż w Polsce (dużych nominałów pozbywaj się płacąc za nocleg albo długie przejazdy).
Sporo emocji wzbudza wymiana na czarnym rynku, a tylko taka ma sens np. w Argentynie, jeszcze niedawno w Uzbekistanie, bo kurs w bankach jest dużo niższy. Ja na początku prosiłam o pomoc poznanych i zaufanych miejscowych, z czasem przestałam się bać, bo wiedziałam już, że cinkciarz najpierw da mi do przeliczenia zwitek banknotów - i rzeczywiście trzeba je przeliczyć dokładnie - a dopiero potem zainkasuje dolary. Jeśli jednak taka wymiana jest dla ciebie problemem, zawsze można poprosić o nią właściciela gusthouse’a czy miejscowej agencji turystycznej płacąc im niewielki procent za pośrednictwo.
- nigdy nie noś jej w jednym miejscu. Największą część wraz z kartami dobrze schowaj, a w głębi plecaka zaszyj/ukryj 50-100 dolarów na tzw. czarną godzinę. W portfelu codziennym miej tylko drobne potrzebne na dany dzień. Jeśli wiesz, że tego dnia czeka cię większy wydatek, odlicz i schowaj potrzebną kwotę w miarę bezpieczne miejsce, np. do wewnętrznej zasuwanej kieszeni;
- największą część gotówki, karty, paszport przechowuj w bezpiecznym miejscu blisko ciała. Torebka-nerka czy saszetka zawieszana na szyi to głupie pomysły pokazujące złodziejowi co kraść. Lepiej sprawdzają się torebki przylegające do ciała, teoretycznie niewidoczne, choć z tym bym polemizowała: biodrówki pod spodniami zwykle się odznaczają, osobiście ich też nie lubię, bo zwyczajnie uciskają brzuch. Niektórzy upychają zwinięte banknoty w specjalne paski-schowki, ale do spódnicy czy luźnych spodni w tropikach paski trudno nosić. Najlepszym co do tej pory znalazłam jest płaska saszetka zakładana na udo, do której dodatkowo przyszyłam sznurek pozwalający ją przywiązać do bielizny/spodni, czy założyć na szyję na czas nocnej jazdy autobusem - dla wygody.
Jestem jednak świadoma, że nawet najbardziej sprytna saszetka uchroni mnie tylko przed kieszonkowcami albo zgubieniem pieniędzy przez własne gapiostwo. W przypadku napadu jest zwykle guzik warta, bo rabusie doskonale znają wszystkie tajne skrytki. Żeby nie zrobić sobie krzywdy nie próbujemy ich bronić, nie walczymy, tylko spokojnie oddajemy;
- uważaj w hotelowych pokojach: wychodząc choćby do łazienki, zabieraj saszetkę z pieniędzmi ze sobą, a na noc najlepiej wrzuć ją pod poduszkę.